Sir Winston Sir Winston
1411
BLOG

Smoleńsk? Jak to się naprawdę odbyło? Co WIEMY? Cz. II.

Sir Winston Sir Winston Polityka Obserwuj notkę 21

Od 10 kwietnia 2010 r. trzy lata bez mała za nami i do informacji, które były dostępne, gdy pisałem poprzednią notkę na ten temat, a było to 15 lipca 2011 r., doszło parę nowych. Nie, żeby zaraz mnóstwo, a już na pewno – nie dość, ale sytuacja nieco się zmieniła.

Zastanawiałem się, czy zmieniła się na tyle, by zmienić wnioski sformułowane półtora roku temu (i by warto było pisać kolejną notkę na ten temat)?
Danych, które kwalifikują się do miana twardych dowodów, prawie nie przybyło. Pewne jednak są.
Miały miejsce ekshumacje, nieliczne, ale zawsze to coś. O dziwo, wnioski z nich płynące w części tylko wyjaśniają sytuację, ograniczając liczbę możliwych wariantów wydarzeń, w części zaś narzucają nowe pytania i (to właśnie to „o dziwo”) przydają wiarygodności tezom Grażdanina iz Barnauła, który wskazuje na ślady mogące świadczyć o spełnieniu pewnych rytuałów na ciałach ofiar. (Podobnie oceniałbym pośmiertne zmasakrowanie ciała Anny Walentynowicz.) Kolejne „o dziwo” przypisałbym stwierdzeniu, że jedno drugiemu nie zaprzecza.
Należałoby w ogóle zacząć cały wywód od stwierdzenia, że skala zaniedbań i świadomych zaniechań, nasuwająca upartą myśl o mataczeniu, a także liczba obecnych w oficjalnym opisie zdarzeń elementów, których nie można w dobrej wierze uznać za wiarygodne, osiągnęły rozmiary astronomiczne.
GDYBY więc wyjaśnienie Katastrofy było istotnie „arcyboleśnie proste”, czyli GDYBY rzeczywiście „rąbło i urwło”, to należałoby równie „arcyboleśnie prosto” opisać działania obozu sprawującego władzę jako bezzasadne włożenie niepospolitej energii i nieznanego w tej grupie na co dzień wysiłku, by – ewidentnie – uczynić tę „arcybolesną” oczywistość nieprzejrzystą, ba! niedostrzegalną.
Ponieważ jednak zamienienie tego GDYBY na zwykłe zdanie oznajmujące wymagałoby gwałtu na rozumie, bowiem nie sposób pominąć okoliczności, że tylko i wyłącznie taki wynik oficjalnego dochodzenia leży w interesie grupy ludzi, którzy opanowali w 2007 roku szczyty władzy naszego kraju, a już zupełnie – tych, którzy wspięli się na nie w roku 2010, to ja sobie to GDYBY zapisuję wielkimi literami.
Łatwo było w ciągu ostatnich 3 lat wygrywać różne zakłady z ludźmirozumnyminapewnympoziomie, opierając się na założeniu, że ukrywanie stanowi misję organów „wyjaśniających”. Ja na przykład wygrałem butelkę wina, stawiając na pozostanie wraku samolotu w Rosji. Z misji bowiem wynika strategia, a ze strategii – taktyka, a kto by sądził, że w ITI RP – na odwrót – w tak wielkiej sprawie ustala się coś karnoprawnie metodą indukcji, ten wciąż pewnie wierzy także w Świętego Mikołaja.
Wróćmy jednak do wyliczania, co wiemy więcej od idów lipcowych 2011 roku.
Po pierwsze, na podstawie ujawnionych badań poekshumacyjnych (mimo przeprowadzenia ich przez sławną panią profesor od Przemyka) oraz na podstawie zdjęć z bagnistego terenu przy Smoleńsku-Północnym (również tych od Gorożdanina), a także dzięki badaniom i analizom ekspertów współpracujących z Zespołem Sejmowym, WIEMY, że miała miejsce eksplozja.
Ustalenie (także to oficjalnie, które wkrótce oficjalnie potwierdzająco zdementowano) śladów chemicznych na wraku stawia grupę trzymającą władzę w trudnym położeniu, ponieważ ewidentnie utraciła ona kontrolę nad sytuacją, budując kolejne piętra rusztowania kłamstw i oddając sukcesywnie inicjatywę głównie Rosji. Ale i innym, którzy mają w ręku atut wiedzy.
Oprócz karygodnych i (pozornie) niewytłumaczalnych zaniedbań w postępowaniu znane są też konkretne działania, służące ukryciu wiedzy o omawianych zdarzeniach. Jakby nie dość było utajnienia, i to – jak wiele wskazuje – z naruszeniem prawa, materiałów z obserwacji satelitarnej przekazanych POlsce przez służby Stanów Zjednoczonych, ukryto także oficjalnie przecież sporządzone zapisy służb odpowiedzialnych za kontrolę lotów 10/4/10. Faktem jest bowiem, że zostały one 1) sporządzone, 2) zabezpieczone i 3) ukryte. Prokuratora, który próbował uzyskać ponownie materiały ze Stanów Zjednoczonych, usunięto, nie wahając się przy tym naruszyć prawa.
Znamienne, że zapis z obserwacji satelitarnej ukryto nie tylko przed opinią publiczną, lecz również przed innymi służbami oraz prokuraturą(!), a właściwie – obiema prokuraturami. Nie wydaje mi się, by istniała konstrukcja prawna, w której możliwe byłoby uczynienie tego bez naruszenia prawa. Ale pewnie ludzie Platformy są w stanie znowu mnie zaskoczyć swoim wywodem.
Kolejne świadomie ukrywane dowody w sprawie to notatki z rozmów Donalda Tuska z premierem Putinem. Mimo prawomocnego wyroku Donald Tusk ze swą administracją włożył (ponownie) niezwykłą energię i niespotykany zwykle u niego wysiłek w nieujawnienie tych informacji. Aż w końcu postawił na swoim, o tym co zrobił, ma się nikt nie dowiedzieć!
Jest to zaiste postępowanie wiele mówiące.
Wiele mówiące są również losy ludzi zaangażowanych w krycie winnych, jak choćby awans dla wiadomego fornala w lampasach, czy też medale dla innych. Nawet gdy kogoś wyrzucano z sań, by powstrzymać (nie po raz pierwszy tak nazwaną) watahę wilków, to zaraz znajdowała się dla niego ciepła posada gdzieś w otoczeniu waadzy. Wymowną wskazówką jest także los prokuratora Pasionka.
Sygnały ze strony waadzy były przez te trzy lata jasne: kto z nami i trzyma gębę, ten nie ma powodu do zmartwień (ale to się jeszcze okaże), kto się natomiast uczepił Prawdy, jak pijany płotu, temu złoży wizytę S. Seryjny.
I te postawy i tendencje, konsekwentne w ciągu tych trzech lat, były dość jednoznaczne, by uznać historyjek podsuwanych nam przez dziennikarzy od mokrej roboty oraz luksusowe dziennikarki za godne analizy.
Poza nimi jednak także fakty, i to powalające fakty, mówią głosem czystym i wyraźnym:
Nie odnalazł się wielki i ciężki rejestrator 3 M 63.
Nie zwrócono Polsce broni z amunicją oraz kamizelek kuloodpornych oficerów BOR, obecnych na pokładzie.
Ze szczególnym despektem traktują organa ścigania zapis rozmów, wykonany przez załogę JAKa. Zwłoka i absurdalne jej uzasadnianie wskazują na kłopotliwość także tego dowodu w sprawie 96 śmierci 10 kwietnia 2010 roku.
Jak ognia unika się ekshumacji ofiar i rzetelnego badania ciał.
Powyższe cztery punkty umyślnie umieściłem w jednym akapicie. Chodzi bowiem w ich przypadku o ślady analogowe na unikalnym nośniku (proszę mi wybaczyć taki opis w odniesieniu do ciał), niezwykle trudne do sfałszowania, co więcej: przy swoim poziomie techniki Rosjanie nie mogą być pewni, czy ich manipulacja nie zostanie (wraz z jej autorem) zdemaskowana. Jeśli ktoś też chce wygrać zakład, powinien stawiać, że pierwsze trzy dowody rzeczowe do Polski NIE trafią. Być może z wyjątkiem pozostałych jeszcze, za to solidnie wyszorowanych, części wraku. Do badań ekshumacyjnych natomiast nie zostaną w dalszym ciągu dopuszczeni rzeczoznawcy wskazani przez rodziny ofiar.
W dalszym ciągu podmioty prowadzące oficjalne dochodzenia w obu krajach obciążają dezinformacje, umyślnie rozpowszechniane tradycyjnymi kanałami służb już od pierwszych chwil po(?) katastrofie. Obciążające są także manipulacje materiałem fotograficznym, który sam wystarczyłby za dowód nieuczciwości. Przypomnę tu jedynie zdjęcia części wraku poukładane do fotki na stosach drewna i innych podkładkach, zdjęcia sfotoszopowane, z manekinami poustawianymi na udrapowanych śmieciach, zdjęcia konarów podekorowanych jakimś aluminiowym złomem itd.
Za dowód na ukrywanie okoliczności zdarzenia uznaję także zniwelowanie wrakowiska wraz z niemałym otoczeniem, bez zatroszczenia się nie tylko o zabezpieczenie materiału dowodowego, lecz również – bez „tracenia czasu” na zebranie szczątków ofiar. Nie sposób też zapomnieć o potajemnym przemieszczaniu pod osłoną nocy fragmentów wraku oraz niszczeniu tych jego elementów, które mogły stać się podstawą do pewnych analiz. I o trwałym zaginięciu kokpitu, co właściwie powinienem wspomnieć w akapicie poświęconym dowodom analogowym.
Zdjęcia skonfiskowane obecnym na miejscu osobom pozostają skonfiskowane do dzisiaj.
Faktem jest, że Rosjanie śmiało sobie poczynali z telefonami komórkowymi ofiar i osób obecnych na miejscu po katastrofie, wątpliwości dotyczą billingów i brak jest zapisów BTS. To z kolei obciąża bodaj nawet bardziej stronę polską, która zaniechała jakichkolwiek prób uzyskania tych dowodów, najprawdopodobniej bardzo istotnych dla sprawy. Przynajmniej, jak długo można je było uzyskać, bo ostatnio coś tam pozorowano. Trudno byłoby znaleźć jakieś wyjaśnienie tego zaniechania nieobciążające w rozumieniu karnoprawnym osób odpowiedzialnych po stronie polskiej.
Warto wspomnieć o gigantycznych zyskach, zaksięgowanych od czasu Zamachu przez stronę Imperium Zła: Polska wysługiwała się od tej pory u Ruskich za miskę strawy, pełniąc rolę tak rzecznika rosyjskich interesów w Europie i na świecie, jak i – wycieraczki w rosyjskiej sieni. Rosja weszła za darmo do WTO, Polska zaprosiła Rosjan bez wiz do Unii Europejskiej, odebrała rurociągom Rosja-Zachód strategiczne znaczenie i zapewniła Rosjanom finansowanie dla rurociągu Nord-Stream. Zarzucono zamiar dywersyfikacji dostaw, a co więcej, zablokowano możliwość dotransportowania rurociągami ew. wydobywanego w Polsce gazu z łupków do gazowych terminali portowych na Bałtyku. Rezydent Komorowski zapowiedział – jakoby przez pomyłkę – wystąpienie POlski z NATO... i tak właśnie się dzieje. Wejście, a właściwie powrót POlski do rosyjskiej strefy wpływów odbywa się po cichu i na zasadzie faktów dokonanych. Rosyjskie ramię GRU, WSI, odzyskuje wpływy. Po śmierci doktryny jagiellońskiej wraz z poległymi 10 kwietnia 2010 realizowana jest doktryna... co ja mówię: doktryna! po przyklepaniu przez Berlin i Paryż należy mówić o planie, a więc: realizowany jest Plan Karaganowa. Za życia Prezydenta Lecha Kaczyńskiego kraje Międzymorza stały na przeszkodzie w realizacji Unii Eurazjatyckiej.
Dziś tylko ekonomia może go jeszcze położyć na łopatki, poza tym ma się dobrze.
A nie jest to dla nas dobra wiadomość.
Wróćmy jeszcze do samego „postępowania” i przypomnijmy kompromitację materiału sporządzonego przez działającą bez podstawy prawnej(!) grupę Millera (można by pomyśleć, że to podobny unik, jak posłużenie się zewnętrzną firmą MAK w Rosji), świadome manipulowanie zapisami parametrów lotu w celu ich częściowego ukrycia(!), by odpowiedzieć na moje pytanie z początku tej notki – czy sytuacja zmieniła się na tyle, by zmienić wnioski sprzed półtora roku, czyli z notki z 15 lipca 2011 roku?
Cóż, po trzech latach od wydarzenia jedno można sobie moim zdaniem powiedzieć wprost:
Rzeczywistym celem działań organów odpowiedzialnych za dochodzenie w sprawie Smoleńska, z premierem na czele, ewidentnie było w ciągu tych trzech lat – i najwyraźniej nadal pozostaje – ukrycie przebiegu zdarzeń oraz osób za nie odpowiedzialnych.
Jeśli dla kogoś nie wynika z tego żaden wniosek dotyczący sprawstwa, to należy uznać owego kogoś za człowieka głębokiej wiary; wiary wyznania Kościoła Apostołów Stalowych Drzew.
Z ostrożności procesowej dodam, że wszystko, co piszę, stanowi moją osobistą opinię.
Uważam jednak, że każdy, zwróciwszy uwagę na fakty, a nie dzieje apostolskie wspomnianego „kościoła” jest w stanie samemu wyrobić sobie zdanie na temat Zamachu.
 
Wszystko, co możemy dziś z pewnością ustalić, to w dalszym ciągu falsyfikować poszczególne dezinformacje rządu i jego agend, tak jak uczynił to IES im Sehna w stosunku do „stenogramów” z CVR, czy też jak czynią eksperci Zespołu Parlamentarnego[1]. Do ustalenia faktów jednak potrzebne nam suwerenne państwo, które się tym zajmie, ponownie niepodległa Polska. Dzisiejsze rozważania, z konieczności oparte na „dowodach”, które nie spełniają wymogu ciągłości łańcucha dowodowego, niekiedy wprost urągając ludzkiej inteligencji, a których wiarygodność mogą jedynie w sensie formalnym potwierdzać różne „rozgrzane” organy, pozwalają co prawda na wyciąganie pewnych wniosków, ale zweryfikować będzie je można dopiero po odzyskaniu kraju.
Sytuacja, w której sprawca jest zwierzchnikiem prokuratorów źle bowiem rokuje sprawiedliwości.
I tyle zmian dostrzegam po bez mała trzech latach od Zamachu, umniejszanego przez „rząd” do zdarzenia z kategorii włamanie do garażu. Bez skutku, łapserdaki, jak ku waszej zgrozie dowodzą sondaże.
Jestem spokojny, że ta tajemnica nie pozostanie nieodkryta przez dziesięciolecia, o ile rosyjsko-niemiecki rząd Unii Euroazjatyckiej nie przejmie zwierzchności nad prokuraturą w Regionie Prywiślańskim. Ale na bok z gorącymi pragnieniami ministra-dożynacza. Nawet on zdaje sobie sprawę, że co ma wisieć, nie utonie.
(Chyba, żeby S. Seryjny zawitał na przykład do Madrytu?)


[1] Opierając się jednak w znacznej części na bazie materiałów nie spełniających wymogu ciągłości łańcucha dowodowego.
Sir Winston
O mnie Sir Winston

Large Visitor Map Wszystkie wypowiedzi w tym blogu stanowią osobistą i subiektywną opinię autora, który nawet sam uznaje się w POlskiej rzeczywistości za osobę spoza kręgu rozumnych. Młodym, wykształconym, z wielkich miast zaleca się niezwłoczne przełączenie na onet lub serwis informacyjny rządu - przynajmniej będzie się można poczuć jak jedna wielka rodzina. "Człowiek, który przypisuje sobie prawo posiadania własnego zdania na jakiś temat, nie zadając sobie uprzednio trudu, by go przemyśleć, jest doskonałym przykładem owego niezmiennego i absurdalnego sposobu bycia człowiekiem, który nazwałem masą"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka