Wołanie takie wywołuje u mnie skojarzenie z sytuacją w której gwałciciel wołałby do prokuratora i sądu, by nie grać ch...jami.
Niestety, bandyto: właśnie to, przeciw czemu tak protestujesz, CIEBIE określa, i to określa raz na zawsze. Kain do śmierci chodził z boskim znakiem bratobójcy na skroni, a i dziś o nim pamiętamy.
Nawet ewentualne przebaczenie (na mnie nie liczcie) nie oznacza zresztą, że czyn przestałby istnieć.
Wołanie o niepamięć, wybranie przyszłości przychodzi zawsze i ze swej natury wyłącznie od sprawcy, ze swej natury też jest obrazą dla ofiar, bo opiera się na próbie unieważnienia zbrodni.
Człowiek zaś nie jest władny unieważnić zbrodni.
Zaiste nie w twojej mocy przebaczać!
Dopóki więc nie nabędziecie boskich mocy – wy albo wasz szatański pan – to wołanie o niebyt zbrodni i nieistnienie wszystkiego, co z niej wynika, ma tylko jedną wartość: wskazuje na was, na waszą brudną wspólnotę i waszą zatwardziałość. Ta zaś – obawiam się – przekreśla wszelkie przebaczenie.
Zegar tyka. Krew ofiar woła o sprawiedliwość.